Z racji świątecznego przeciążenia jedzeniem (jak wiemy niekoniecznie dietetycznym) zrobiłam dzień wcześniej dwugodzinny bieg przy -12 stopniach. Idealnie warunki do biegania (jak dla mnie przynajmniej).
Po dobrym rozgrzaniu zdjęłam kapciochy i śmignęłam parę minut po śniegu. O bieganiu boso pisałam już wiele razy. O bieganiu po śniegu jeszcze nie. Powszechnie wiadomo, że gdy zmarzniemy w nogi to będziemy chorować. Jednak jeśli już biegamy po śniegu i robimy to w odpowiedni sposób, tylko wzmocnimy swoją odporność.
Kilka zasad, które to gwarantują to przede wszystkim dobry stan zdrowia gdy robimy hartowanie. Najpierw trzeba dobrze rozgrzać organizm po czym możemy zdjąć buty i śmignąć po śniegu. Gdy czujemy przejmujące zimno kończymy przebieżkę i wycieramy nóżki do sucha a potem zakładamy suche skarpetki. Początkowo odczuwamy shok temperaturowy. Jednak trwa on chwilę i tak na prawdę ten shok daje nam zdrowie. Po powrocie do domku wypijam sok np. pomarańczowy (oczywiście świeżo wyciskany) i jem jakieś surowe warzywa.
Jakby nie było od długiego czasu nie choruję na przeziębienia i inne choroby. Polecam szaleństwo z głową i surowe warzwka, owoce i świeżo wyciśnięte soki. Gwarantują odporność na wysokim poziomie na cały rok :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz